"I don't know the first time I felt
unbeautiful
The day I chose not to eat.
What I do know is
how I've change my life forever"
Superchick - Courage
Słuchałam wczoraj, jakby nie było, czołowej piosenki wszystkich anorektyczek na świecie. Każda z Was na pewno czasem również ma tę melodię w głowie. I chyba po raz pierwszy naprawdę jej słowa mnie poruszyły. Naprawdę dużo o sobie wiem - skąd wzięły się różne moje zachowania, jak mój dom wpłynął na moje dorosłe życie i inne takie. Studiuję psychologię. Ale nigdy nie miałam odwagi na terapii (ani u psychiatry) otwarcie rozmawiać o anoreksji. Możecie mnie wyśmiać "Dziewczyno, ważysz ponad 100kg! I ty mówisz o anoreksji?!" , ale jeśli naprawdę siedzicie w tym głęboko to wiecie, że anoreksja siedzi w głowie, a nie w dupie. Prawdę mówiąc to boję się Waszej oceny. Mam ochotę na każdym kroku podkreślać, że jeszcze niedawno byłam naprawdę chuda! Że to zaledwie 2-3 lata temu! Że przecież ja... ja się staram! Że to leki, że leczenie, że psychiatra, że stwierdziłam, że moje życie jest ważniejsze niż waga, a choroba afektywna dwubiegunowa prowadziła mnie do samobójstwa. To jest jedno - że cały czas mam ochotę się przed Wami tłumaczyć i mam wrażenie, że komentujecie moje posty z litości, bo myślicie, że i tak zaraz się poddam. Ale ja kiedy przestaję pisać na blogu to wcale się nie poddaję - tylko przestaję pisać na blogu. Odchudzam się non stop... Efekt jest taki, że przynajmniej już nie tyję. Teraz jest szansa, że to coś da, bo jestem w trakcie zmiany leków i być może zacznę w końcu chudnąć.
Być może już na tym blogu kiedyś pisałam moją historię, ale chciałabym napisać to jeszcze raz, czuję taką potrzebę.
Miałam 12-13 lat kiedy z jakiegoś powodu szukałam informacji o odchudzaniu w internecie i trafiłam na pro-anę. Jak na swój wiek byłam wysoka - miałam jakieś 167cm wzrostu. Nie wiem ile wtedy ważyłam, ale na pewno nie miałam nadwagi. Byłam wręcz bardzo szczupła. Od początku chudnięcie było dla mnie namiastką kontroli nad życiem, którą straciłam, gdy w wieku 11 lat zorientowałam się, że moi rodzice wrócili do nałogowego picia. Mam scenę w mojej pamięci z tego okresu: tego dnia zjadłam tylko jedno jabłko i jechałam do babci na rowerze przez całe miasto - mieszkam w Katowicach i ten obraz w pamięci jest akurat z chwili, gdy jechałam pod górkę obok Silesii City Center. To były początki. Tak było do końca gimnazjum. Byłam prawdziwą thinspiracją. Najmniej ważyłam 49kg i nie dość, że wszyscy wokół się pytali czy przypadkiem nie jestem za chuda to jeszcze w internecie wszystkie Motylki mnie podziwiały (to były lata 2005-2009). Jednak ja miałam inną thinspirację. Była taka dziewczyna, mieszkała w Krakowie, miała bloga w ciemnych barwach. Podziwiałam ją, bo była - jak to ja twierdziłam - prawdziwą anorektyczką. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że ja sama też nią jestem. Ale wracając do tej dziewczyny, ona ważyła 38kg. Podziwiałam ją i jej współczułam. Mailowałyśmy sporo, próbowała mnie odwodzić od tego, ale bloga cały czas prowadziła - co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że ja też tak muszę. Nie wiem co się z nią stało, pewnie nie żyje. Była pełnoletnia, więc nikt jej na siłę na leczenie nie wysłał, a ona sama też nie przejawiała chęci wyleczenia z tego, co pisała mi w mailach.
Pewnego dnia tata zrobił mi awanturę. W końcu się zorientował, że coś jest nie tak. I znowu mam obraz w głowie: jadłam akurat schabowego krojąc go na małe kawałki i starając się napełnić żołądek jak najmniejszą ilością mięsa. Wtedy zaczęła się awantura. Okazało się, że ojciec przejrzał forum pro-ana, na którym wtedy się udzielałam, przejrzał blogi (na szczęście mój był na hasło). No i powiedział, że albo z tym zerwę, albo zabroni mi jeździć na koncerty mojego idola (taki polski aktor i śpiewak). Złamałam się, zaczęłam jeść.
Zaczął się okres szkoły średniej. Tutaj już było w kratkę - raz jadłam, raz nie jadłam. Byłam pewna, że jak będę dorosła, wyprowadzę się to będę miała pustą lodówkę i będę się całymi tygodniami głodziła. Wyczekiwałam tego czasu.
Jednak gdy się wyprowadziłam w wieku 21 lat okazało się, że to nie takie proste i że... właściwie tego nie chcę. Zaczęłam walczyć z anoreksją na poważnie. Ale ChAD dawał o sobie coraz bardziej znać. Ciężkie, długie depresje i krótkie, ale wyczerpujące mnie i mój portfel manie dawały mi się coraz bardziej we znaki. Jeszcze nie wiedziałam co mi jest, ale wiedziałam, że muszę iść do psychiatry. Poszłam dopiero w wieku 24 lat. No i się zaczęło. Co? Leki. Nikt mi nie powiedział, że one rozwalają metabolizm, że zwiększają apetyt. No i jadłam, wydawałoby się, normalnie, tak, jak zwykle, a zaczęłam tyć. Psychiatra nic z tym nie chciała zrobić, bo przecież byłam chorobliwie chuda jak do niej przyszłam, pewnie uznała, że na dobre mi wyjdzie. Ale w pewnym momencie przekroczyłam granicę i już było za późno. I w ten sposób po lekach przytyłam 60kg.
I oto jestem dzisiaj.
Z wagą 122,9kg.
Wzrostem 170cm.
Otyła anorektyczka.
Anoreksja jest w głowie.
_______________________
Jedzenie:
12.11.2020r., czwartek
śniadanie 422kcal
2 parówki drobiowe
1 kromka chleba z serkiem topionym i pomidorem
obiad 832kcal
2,5 parówek drobiowych
1 jajko sadzone
3 łyżki oleju
2 garści chipsów paprykowych
Łącznie 1254kcal/1500kcal
13.11.2020r., piątek
obiad 445kcal
3 kotlety sojowe a'la schabowe
150g fasolki szparagowej
117g ziemniaków
kolacja 533kcal
Ziemniaki faszerowane
300g ziemniaków
30g wędliny krakowskiej
50g sera żółtego
40g śmietany 12%
łyżeczka musztardy sarepskiej
Łącznie 978kcal/1500kcal