O mnie

Moje zdjęcie
Jestem Koktajlowa. Rocznik 1993. Kobieta. Pracująca studentka zaoczna. Chora na chorobę afektywną dwubiegunową, hashimoto i zaburzenia odżywiania. Mam do zrzucenia sporo kilogramów, dla motywacji i towarzystwa założyłam bloga. Serdecznie zapraszam!

Moje cele

Wzrost: 170cm
Najwyższa waga: 124kg
Najniższa waga: 49kg
Obecna waga: 99kg
Schudłam łącznie: 25kg


|
[124] | [121] | [119]| [117] | [115] | [113] | [111] | [109] | [107] | [105] | [103] | [101] | [99] | 97 | 95 | 93 | 91 | 89 | 87 | 85 | 83 | 81 | 79 | 77 | 75 | 73 | 71 | 69 | 67 | 65 | 63 | 61 | 59 |


1. Jesli coś się nie zepsuło - nie naprawiaj tego.
2. Jeśli się dowiesz co działa, rób tego więcej.
3. Jeśli coś nie działa, nie rób tego więcej. Rób coś innego.

poniedziałek, 20 września 2021

162. Waga stoi, wszystko stoi.

Depresja mnie złapała. Dzisiaj jest nieco lepiej. Waga dalej na 113,4kg.

W sobotę rano czułam się jeszcze dobrze. Co prawda od kilku dni latałam za trzech płacząc w głębi siebie, ale energię miałam. Koło godz. 11 poczułam jak cała energia zostaje ze mnie wypompowana. Co można by zobaczyć z zewnątrz? Przez cały dzień leżałam w łóżku, wstałam jedynie do toalety dwa razy. Nic nie jadłam, nic nie piłam, po prostu leżałam. Co czułam? Boże, tak bardzo nie chcę do tego wracać... Przede wszystkim czułam wstyd o to jaka jestem i jaka byłam. Czułam wstyd o to jak rozmawiałam z ludźmi, jak się zachowywałam (mimo, że nie nawyrabiałam w manii nie wiadomo czego). Czułam strach względem mojego związku. Bałam się, że chłopak mnie zostawi, że nie zaakceptuje mnie takiej słabej. Czułam poczucie winy, że jestem jaka jestem. Nie chciałam istnieć. Nie, to nie były myśli samobójcze. Ja po prostu nie chciałam istnieć. Miałam ochotę za wszystko przepraszać, właściwie to za to, że istnieje. Nie robiłam tego tylko dlatego, że podejrzewałam, że to depresja mi to podpowiada. Nie miałam siły chwycić pilota od telewizora. Naprawdę nie miałam siły mimo, że leżał obok. Bałam się, że nie robię tych wszystkich rzeczy, które powinnam zrobić dlatego, że jestem leniwa. Oskarżałam się o to i o wiele innych rzeczy. W słowach mojego chłopaka odczytywałam tylko to, że ma mnie dość, że nie chce ze mną być mimo, że mówił, że mnie kocha, że będzie ze mną na dobre i na złe. Nie wierzyłam mu. Czułam się samotna, miałam pretensje do wszystkich, że ich przy mnie nie ma i mi nie pomagają. 

A jak się czuję dzisiaj, gdy jest nieco lepiej?

Zmusiłam się rano do tego, aby wstać do komputera. Na początku byłam zmęczona samym klikaniem myszką, ale czułam w sobie, że mam energię, aby trochę posiedzieć. Kiedy robiłam sobie kawy okazało się, że nie ma mleka. Poczułam brak sił. Brak sił do tego, aby pójść do sklepu. Zrezygnowałam z picia kawy do momentu, gdy przypomniałam sobie, że mam jeszcze malutkie śmietanki do kawy - to mnie uratowało. Dlaczego nie mam siły iść do sklepu? Chyba czuję trochę lęku, ale przede wszystkim wiem, że jak wyjdę to potem to będę odchorowywać w łóżku. Że ten wydatek energii nie ujdzie na sucho. Dlatego tez od soboty nie jeżdżę do chłopaka do szpitala. Za dużo energii do tego potrzeba. Mogłabym pojechać, ale potem bym cierpiała jeszcze bardziej. Boję się tego. 

Nie mam siły więcej pisać. Znowu owładnął mną lęk i brak sił. I poczucie winy, że nie potrafię tego napisać lepiej. 

czwartek, 16 września 2021

161. Schemat

Zauważyłam w końcu schemat tego skąd bierze się u mnie chęć samookaleczania. 
Byłam bardzo zezłoszczona, ponieważ wczoraj miałam zaskakującą rozmowę z konkubiną ojca Karola. Rozmowa, po której miałam w głowie przez najbliższe dziesięć godzin pytanie "co tu się odjebało!?". No i byłam zezłoszczona, ponieważ ktoś przekroczył moje granice - stąd się bierze złość. Zlokalizowałam ją, ogarnęłam dlaczego tak czuję i próbowałam ją w jakiś sposób rozładować - głośnym śpiewaniem, opowiadaniem o tym... Ale nie dało rady. W końcu poszłam spać. Minęła. Myślałam, że mam spokój, ale po dwóch godzinach nagle nie wiadomo skąd pojawiły się myśli autoagresywne żeby się pociąć. Czyli tę złość wyładować na sobie (mimo, że już jej nie czuję). Czyli poprzez sen stłumiłam tę złość i skierowałam ją na siebie. Teraz muszę sobie poradzić z myślami autoagresywnymi. Może jeszcze coś ciekawego zaobserwuję.


wtorek, 14 września 2021

160. Będziesz mój, mój...

Och, co by Wam tu napisać. 

Waga: 113,4kg. Ostatnio tyle ważyłam jakoś w 2019r. 
Kiedyś ktoś mi tu napisał, że ważne żebym schudła pierwsze 10kg, a potem będzie już łatwiej. Wzięłam to sobie mocno do serca. No i w końcu tego dokonałam - schudłam pierwsze 10kg. I rzeczywiście jest łatwiej :) 

Zastanawiam się czy na śniadanie zrobić sobie wrapa z sałatą, hummusem i mięsem mielonym czy może zostać przy 2 kromkach chleba razowego z tym hummusem i pomidorem... Chyba na śniadanie walnę sobie te kanapki, a na obiadokolację zrobię wrapa.

Miałam dzisiaj spać do 13, a wstałam o 6. Nawyki ze szpitala. I tak jest dobrze, bo na początku wstawałam o 5. To wszystko dlatego, że jak byliśmy razem w szpitalu z Karolem to codziennie wstawaliśmy koło 5 żeby razem zapalić, a potem napić się kawy. Znaczy - na początku. Bo potem ja wstawałam sama o 5 (bo tak się budziłam), a ten leniuch spał do 6 ;)) 

A tak to  było na początku... I się spełniło ;) 


Edit 15:00

Zrobiłam tego wrapa. Mój pierwszy w życiu własnoręcznie robiony. Pyszny był!



niedziela, 12 września 2021

159. Cosięnawinie i wymiary.

Jem niezdrowo, ale mało. Tak zwane cosięnawinie. Wszystko dlatego, że chcę wyjeść resztki z lodówki. Jutro pójdę na zakupy, ale nie kupię dużo, ewentualnie coś do chleba, a reszta to chemia. Mam mało kasy do końca miesiąca i mam zamiar się w tym zmieścić.
Sukces: od ponad 2 tygodni nie zamawiam jedzenia (a wcześniej było 5 tygodni szpitala, więc też nie zamawiałam). Jest naprawdę dobrze.

Wczoraj i dzisiaj było mi bardzo ciężko. Karol się źle czuje, a ja też nie najlepiej. Wczoraj zwalczyłam ogromną pokusę pocięcia się. Dałam radę. 
Myślałam, że Karol mnie zaniedbuje, że nie mam od niego wsparcia. Dzisiaj sama dałam sobie wsparcie. Napisałam wywiad sama ze sobą, zaopiekowałam się sobą. Dzięki temu zrozumiałam, że Karol nie jest w stanie dać mi teraz wsparcia, bo sam czuje się tragicznie. Jestem silna, dałam radę sama. Dziękuję sama sobie i siebie podziwiam. 

Czeka mnie ogromne przewirowanie w mieszkaniu. Muszę zrobić miejsce tutaj dla Karola (już podpisał umowę najmu!). Mam zamiar wszystkie swoje rzeczy przełożyć do szaf w przedpokoju, a dla niego zostawić sypialnie. To dlatego, że w przedpokoju jest więcej miejsca, a ja mam zdecydowanie więcej ciuchów od niego. Łazienkę też muszę ogarnąć z tymi moimi wszystkimi kosmetykami. On co prawda nie ma dużo, ale miejsce musi być. 
Po 5 latach mieszkania samej w tym mieszkaniu wpuszczam tu kogoś innego. Możecie się domyślić jak wiele wymaga to ode mnie pracy - zwyczajnie fizycznej (zrobienie miejsca) jak i mentalnej (pozwalam wejść komuś na mój teren). Mimo wszystko nie umiem się doczekać aż się tu pojawi. 




czwartek, 9 września 2021

158. I po szpitalu

Wróciłam już do domu. Już właściwie prawie 2 tygodnie temu. 
Mam Wam dużo do napisania, ale nie wiem czy dzisiaj to napiszę...
Może zacznę od tego jak było w szpitalu. 
Chciałabym napisać: cudownie!, ale zabrzmi to groteskowo. Ale rzeczywiście bardzo dobrze wspominam ten czas. Oczywiście było ciężko, bo w końcu poszłam tam w kiepskim stanie. Ustawiali mi leki przez kilka tygodni. Jednak przez cały czas miałam Karola przy sobie, poznaliśmy się właściwie już w pierwszym tygodniu mojego pobytu. Wiecie, szpital to trochę inny świat, tam wszystko jest intensywniejsze i... prostsze. Tam możesz być sobą - jak się źle czujesz to się źle czujesz. Jak się dobrze czujesz to się dobrze czujesz. Jak coś Ci nie gra to coś Ci nie gra. Proste. Jak masz kogoś przy sobie i czujesz, że rodzi się przyjaźń - to rodzi się przyjaźń. Jak nagle z tej przyjaźni wychodzi miłość to wychodzi miłość. I dzieje się to na spokojnie, tak po prostu. Przynajmniej ja mam takie odczucia z mojego pobytu, nie chcę teraz wywołać burzy w komentarzach, że szpital jest okropny itp. Może ja trafiłam po prostu na fajną ekipę pacjentów i tyle :) 

Jeśli chodzi o wagę i odchudzanie to niestety waga w szpitalu chyba pokazywała zły wynik. Wychodząc zważyłam się i było 107.9kg, natomiast w domu jak się zważyłam było coś ponad 112kg. Teraz mam okres i jest na mojej wadze 114,3kg. Wolę wierzyć swojej wadze. 
W szpitalu prawie nic nie jadłam. W pewnym momencie dostałam takiego wstrętu do jedzenia, że masakra. Jadłam dziennie po 2 gryzy jakiejś kromki i to tyle. Jak wróciłam do domu to musiałam jednak nauczyć się jeść od nowa, bo czułam się bardzo słabo. Na szczęście dalej nie jem dużo i wierzę, że będę chudła i dojdę do tego 107kg :) 


Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia