Witajcie w niedzielę.
Trochę mnie podłamała dzisiejsza waga, bo cyferki wzrosły o 0,7kg - mam 118,2kg. Ale jeszcze nic na blogu nie zmieniam, bo wierzę, że to po prostu wahanie związane z rozpoczęciem się dni płodnych w cyklu (dokładnie dzisiaj mi się zaczynają) i w związku z tym - zatrzymanie wody. Cały czas trzymam dietę i ćwiczę, więc nie ma powodu, dla którego waga miałaby rosnąć.
Jak wspominałam (edytowałam post wczoraj) poprzedni dzień był w miarę udany. 1300kcal, 1,5l wody, 80min na rowerku stacjonarnym i 4km spaceru (+normalne chodzenie, razem 8065 kroków).
Jestem dumna z tych 1300kcal, bo wylądowałam u babci, a tam jak zwykle same pyszności. Ale dałam radę.
Trzeba się trzymać i robić swoje. Dzisiaj w planach praca, nauka i ćwiczenia na rowerku. Dzień zleci.
Od jutra wracam do biura (tydzień w biurze, tydzień w domu). Nie jestem tym zachwycona, ale są pewne plusy. Będę więcej się ruszać i będę miała możliwość rozchodzenia butów, w których chcę iść na wesele koleżanki.