O mnie

Moje zdjęcie
Jestem Koktajlowa. Rocznik 1993. Kobieta. Pracująca studentka zaoczna. Chora na chorobę afektywną dwubiegunową, hashimoto i zaburzenia odżywiania. Mam do zrzucenia sporo kilogramów, dla motywacji i towarzystwa założyłam bloga. Serdecznie zapraszam!

Moje cele

Wzrost: 170cm
Najwyższa waga: 124kg
Najniższa waga: 49kg
Obecna waga: 99kg
Schudłam łącznie: 25kg


|
[124] | [121] | [119]| [117] | [115] | [113] | [111] | [109] | [107] | [105] | [103] | [101] | [99] | 97 | 95 | 93 | 91 | 89 | 87 | 85 | 83 | 81 | 79 | 77 | 75 | 73 | 71 | 69 | 67 | 65 | 63 | 61 | 59 |


1. Jesli coś się nie zepsuło - nie naprawiaj tego.
2. Jeśli się dowiesz co działa, rób tego więcej.
3. Jeśli coś nie działa, nie rób tego więcej. Rób coś innego.

poniedziałek, 25 września 2023

254. Jest lepiej - zaręczyny, studia

To były bardzo trudne wakacje. 

Tak, jak pisałam, w połowie czerwca dowiedziałam się, że od czterech tygodni jestem w ciąży. Nie byłoby to takie trudne, ale dwa tygodnie wcześniej rozmawialiśmy z S. o tym, że decydujemy się na to, że nie będziemy mieć dzieci. Pół roku dojrzewałam do tej decyzji (albo całe życie?), a kiedy ją podjęłam... okazało się, że jestem w ciąży (pomimo zabezpieczeń). Miałam tyle szczęścia, że S. stanął na wysokości zadania i pomimo tego, że znaliśmy się wtedy zaledwie pół roku - od razu powiedział, że mnie kocha i nie zostawi. Przez całą ciążę czułam się fatalnie, ledwo wstawałam z łóżka - głównie po to, aby wymiotować. Nie miałam siły kompletnie na nic. Codzienne płakałam - czasem ze wzruszenia i radości, częściej jednak ze strachu, bezsilności i poczucia osamotnienia. Pomimo tego, że miałam obok kochającego partnera i wsparcie rodziny, czułam się bardzo osamotniona. Musiałam zrezygnować z pracy. Poszłam na L4 ze względu na to moje samopoczucie związane z ciążą, usłyszałam, że jeśli zdecyduje się na zwolnienie to nie będę miała powrotu. Podjęłam decyzję, że mimo wszystko skorzystam z L4, bo przecież nie umiałam funkcjonować, a co dopiero pracować. Pod koniec czerwca miałam jeszcze egzaminy na studiach, na szczęście z pomocą grupy wszystko pozdawałam. 
W połowie lipca zaczęłam cieszyć się ciążą. Pomimo fatalnego samopoczucia - zaczęłam przyjmować do siebie to, że będziemy mieli dziecko i że już bardzo je kocham. 
Przed każdą wizytą u ginekologa byłam przerażona. Moja siostra poroniła dwie na cztery ciążę i obawiałam się, że mnie spotka to samo. 
1 sierpnia miałam wizytę. To była wizyta, na której S. wszedł ze mną, żeby po raz pierwszy zobaczyć nasze dziecko. Okazało się, że ciąża jest obumarła od około dwóch tygodni. Na następny dzień do szpitala, dzień później łyżeczkowanie. Miałam mieć farmakologiczne wywołanie porodu, ale jak usłyszałam, że mam przez 4 dni w szpitalu zbierać swoje dziecko do plastikowego kubeczka... Popłakałam się i odmówiłam. I nie żałuję. Może i łyżeczkowanie jest bardziej ryzykowne fizycznie, ale zbieranie swojego dziecka do plastikowego kubka śmierdzi mi na kilometr porządną traumą.
Tak to było... kilka dni płakałam, potem chyba hormony mi wystrzeliło w kosmos, bo czułam się jakbym na nowo zakochała się w S. Totalnie wszystkie objawy zakochania. Potem na to nałożyło się jeszcze ogromne libido. Po około dwóch tygodniach zaczęła mi się depresja - najcięższa jaką miałam w życiu. Byłam już na etapie realnego planowania samobójstwa. Na szczęście antydepresanty zadziałały. Od kilku dni jest lepiej.

20 września S. mi się oświadczył, po 9 miesiącach związku (i równocześnie poznania, bo 20 grudnia się poznaliśmy i od razu zaczęliśmy być razem). 

Nasza decyzja o braku potomstwa w związku z opisanymi wydarzeniami jest jeszcze do przeanalizowania. S. zmienił zdanie, chce mieć dzieci. Ja chodzę do psychologa, który działa w kwestiach okołoporodowych i jeszcze nie podjęłam decyzji. 

Udało mi się też uratować sprawy na studiach. Pomimo naprawdę dobrej średniej za całość studiów (4,64 za trzy lata), prawie z nich zrezygnowałam, gdy byłam w depresji. Problem był w praktykach. Nie potrafiłam spraw z nimi związanymi ogarnąć i chciałam po prostu od tego uciec wypisując się z uczelni. Na szczęście w zeszłym tygodniu udało mi się wszystko uratować i od października zaczynam IV rok psychologii. 

Dziękuję Wam za komentarze pod poprzednim postem. Tak, wiem, że trudne tematy poruszam i ciężko cokolwiek napisać, ale Wy świetnie sobie poradziłyście. Dziękuję.

Mój pierścionek zaręczynowy:


Piosenka po poronieniu:



Piosenka z najczarniejszego czasu depresji:


3 komentarze:

  1. Przykro mi z powody twoich doświadczeń. Na pewno ciężko zebrać to wszystko w jedną opowieść, bo jakim cudem jeden człowiek jest w stanie aż tyle znieść. Jesteś silna, ale strasznie przeraża mnie twoja próba samobójcza. Nie jestem psychologiem, nigdy nie przechodziłam depresji, ale mam mamę, która przeszła wiele jak ty, również próby...no chyba tylko leki i terapia pomagają. I bycie wśród bliskich, trzymaj się ciepło i walcz o siebie. Myślę, że nowa praca i taki rytm życiowy bardzo Ci pomoże

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miałam próby samobójczej, tylko plany samobójcze. W sensie, że planowałam co, kiedy i w jaki sposób zrobię.
      Ale mnie też to przestraszyło - to pogodzenie ze śmiercią.
      Na szczęście to już za mną.
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
  2. Bardzo, bardzo mi przykro. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie co musisz czuć. Jesteś bardzo silna, trzymaj się ❤️

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia